Jakiś czas temu, jak stałam sobie o 6 rano w kolejce za mięsem (była oczywiście niedziela), i już była prawie moja kolej zamawiania, mężczyzna z wąsem który stał za mną konspiracyjnie wyszeptał: "Weź pani polską, bo za chwile nie będzie". Faktycznie, pierwszy raz widziałam ową polską, i myślałam że to nowość, a tu się okazuje, że ten gorący towar po prostu znika błyskawicznie, i już o 6:30 można tylko wyniuchać, że kiełbasa tam była. Wzięłam cztery, na spróbowanie. I zaraz po spróbowaniu okazało się, że kiełbasa ma magiczne właściwości. Robiona według starej, sarmackiej receptury, niezwykle wpływa na wyobraźnię spożywającego. Dlatego zamiast zjeść kiełbasę z wody, puściliśmy wodze fantazji..
Założenie było takie, że kiełbaska cudownie zapiecze się z ziarnami soczewicy, młodą marchewką, cebulką i aromatycznymi przyprawami. I jakkolwiek pomysł doskonały, to jakoś zapomniało się, że soczewica - przynajmniej ta czerwona - jest ziarnem dość miękkim i szybko się rozgotowuje. Dlatego pierwsze wykonanie zakończyła porażka - przynajmniej estetyczna:
A oto prawda znana wszystkim wielkim restauratorom i kreatorom smaku: dużo większy sukces osiągają restauracje w których porcje są małe, artystycznie rozrzucone po talerzu i zajebiście drogie, niż te, które dają normalny obiad, za normalną cenę, ale nie przyozdabiają go piramidą z czarnej rzodkwi rzeźbionej w podobizny Jamie Olivera. Dlatego, w dążeniu do sukcesu, postanowiłam się poprawić i przygotować danie jeszcze raz (nie żeby jego pierwotna wersja nie była smaczna! Tylko wyglądała tak troszkę nieapetycznie). Po korekcie i zastąpieniu soczewicy czerwonej - zieloną, kiełbaska wyglądała tak:
Kiełbasa polska surowa, z soczewicą:
4 kiełbaski polskie surowa
4-6 ziemniaków
4 średnie marchewki
2 średnie cebule
szklanka ZIELONEJ soczewicy
liść laurowy, ziele angielskie, tymianek
Do naczynia do zapiekania wkładamy cebulę pokrojoną w piórka, marchewkę pokrojoną w talarki, kiełbaski (najlepiej je wcześniej ponakuwać, żeby nie popękały), ziemniaki pokrojone w ćwiartki, soczewicę. Wszystko układamy wedle upodobania, nie muszą to być równe warstwy jedna na drugiej. Dodajemy przyprawy, zalewamy bulionem (ok. 300 ml). Pieczemy pod przykryciem w 180 stopniach, aż ziemniaki i soczewica będą miękkie.
Za pierwszym razem było smacznie, ale nieapetycznie wyglądało. Za drugim - wyglądało super i smakowało jeszcze lepiej. Wniosek jeden - na błędach należy się uczyć, nie przejmować się porażkami i próbować tak długo dopóki nie wyjdzie idealnie.
Dobrze, że to kiełbasa z kartoflem się nie udała. Aż strach pomyśleć co by było jakbym popsuła risotto z truflą piemoncką...
Super, i piękne naczynie do zapiekania:) Świetnie się Ciebie czyta, wreszcie blog o kuchni, który poza oglądaniem i inspiracją dostarcza też przyjemności lektury:). Z pewnością będę wpadać częściej:).
OdpowiedzUsuń