środa, 22 sierpnia 2012

Maciek, Maciek co się stało? Ciasto jabłkowe Bożenki...



Czasami tak bywa, że brak natchnienia do życia. Wszystko wydaje się jakieś takie zwykłe, prozaiczne, pozbawione iskry ekscytacji. Niby nic się nie zmieniło na gorsze, ale też i nie na lepsze. No i wpada się coraz bardziej w marazm, rozleniwia się, zniechęca...Właśnie tak mam od kilku tygodni. Absolutny brak weny. Do wszystkiego. Oczywiście wyłączam z tego kwestie gotowania, ale to bardziej sprawa żołądka niż natchnienia. Kiedy ten potężny organ daje znać że należy mu się szczególna troska, nie ma co polemizować, trzeba stanąć przed lodówką, i dać się ponieść. Instynkt podpowiada dobór składników, twórczy amok zapewnia płynność i precyzję władania nożem niczym u mistrza jajdo. Ale co z tego jak zaraz po jedzeniu ogarnia mnie lenistwo...
I myślałam że to już tak będzie jakiś czas, że trzeba ten brak natchnienia po prostu przeczekać, aż tu wchodzę sobie rano na popularny portal informacyjny, żeby przeczytać wiadomości do kawy, i widzę zdjęcie Maćka... Jak każda kobieta przy zdrowych zmysłach, nie moge się oprzeć żeby nie kliknąć - okazuje się że zdjęcie przenosi mnie do strony Klanu, z której to dowiaduję się że Maciek podwędził pierścionek Bożence, żeby oświadczyć się Martynce. Grażyna radzi żeby nie kradł, zaś Mirek czatuje na nią pod pracą żeby ją zaprosić do kina. W tym czasie Surmaczowa odwiedza Deptułę a do środka budynku wpadają antyterroryści. Proza życia...

Prozaicznie więc, i bez szczególnej weny prezentuję ciasto. Kruche, jabłkowe. Przepis dostałam od Bożenki a jabłka naspadały w sadzie Halinki. Myślę, że Maćkowi by smakowało...



Ciasto jabłkowe Bożenki
3 szlany maki
3/4 szklanki cukru
cała margaryna
4 jajka
pół proszku do pieczenia 

łyżka kakao (100%)

+ jabłka Halinki

Margarynę siekamy z mąką, cukrem, żółtkami i proszkiem do pieczenia, po czym jak najszybciej zagniatamy. Dzielimy ciasto na pół - do jednej części dodajemy kakao. Obie kule ciasta wkładamy do zamrażalnika na około 40 minut. W tym czasie smażymy jabka z odrobiną cukru i cynamonu, tak aby nie były bardzo wodniste. Jabłka Halinki nadają się do tego idealnie - ich miąższ szybko się rozpada i nie trzeba długo ich zasmażać żeby odparował nadmiar wody. Niestety nie wiem jak nazywa się ten gatunek. Może ktoś pozna ze zdjęcia. Kiedy ciasto się zmrozi, wyklejamy to bez kakao na dno blaszki, na to jabłka, na jabłka ubite na sztywno białka z odrobiną cukru, a na białka potarte na tarce ciasto kakaowe. Pieczemy w 180 stopniach 45 min.






Ciasto wyszło tradycyjnie, prozaicznie, po babcinemu... Może nawet czasami ta zwykłość i brak natchnienia też są całkiem miłe. Nigdy przecież nie wiadomo kiedy wpadną do nas antyterroryści...

3 komentarze: