czwartek, 18 października 2012

Rosół z kapłona w wocie za zwycięski remis Polaków

Po 39 latach i potopie, z dumą możemy dziś zabukować bilet do Londynu i polecieć jak równy do równego. Udało się. Nie przegraliśmy. Tak naprawdę to byśmy wygrali, ale wiadomo że sędzia niesłusznie podyktował rożny...

Za takie zwycięstwo należy podziękować. Ponieważ tradycyjnym daniem polskim które wyznacza święta i uroczystości jest rosół, właśnie tę polewkę postanowiłam uważyć w podzięce za brak klęski. Babcia, solidaryzując się w patriotycznej dumie, zabiła koguta z którego danie zostało przyżądzone. Dodam, że nie byle jaki to był kogut, bo kapłon. Kapłon to taki kurzy eunuch. Kastrowany za młodu, rośnie tłuściutki i dorodny. A rosół z niego, to czysta poezja. Od kapłoniego tłuszczu jest żółty i aromatyczny. Na zdjęciu nie widać dobrze ani koloru, ani atomatu. Tak to jest jak nie dają najowszych Canonów do testowania, tylko się robi zdjęcia aparatem z telefonu. W dodatku kiepskiego telefonu, bo najnowszego iphona też nie dali do testowania.

Smutno tylko, że w tym wspaniałym meczu nie wystąpił najwspanialszy reprezentant Polski - genialny piłkarz Śląska Wrocław - Waldek Sobota. No cóż... Fornalik się ewidentnie nie zna. Dla Waldusia (Soboty, a nie Fornalika), ugotujemy niedługo coś znacznie lepszego niż rosół :)


Rosół z kapłona dla polskiej reprezentacji:
1 kapłon (kogut ok. 1,5 kg z gatunku zielononóżek - jest najlepszy i trudny do zdobycia niczym gol w meczu z Anglią)
3 marchewki
3 pietruszki
1 seler
1 por
nać pietruszki i selera
kilka ziaren ziela angielskiego, 2 liście laurowe
cebula
 
 
 
Idąc za radą Wincanty Zawadzkiej, przygotowujemy rosół metodą z "Kucharki Litweskiej". Aby nie był mętny i niesmaczny, najpierw wrzucamy kapłona do niesolonej zimnej wody (garnek pięciolitrowy), i gotujemy szumując. Kiedy zbierzemy wszystkie szumy (szczerze przyznam, że polegałam tu na swojej intuicji, że z kury nic już nie zaszumi...), wrzucamy do garnka włoszczyznę, upieczoną na blasze cebulę, ziele angielskie i liść laurowy. Solimy wodę i gotujemy na wolnym ogniu. Nie dopuszczamy do gwałtownego wrzenia! Gotujemy dłogo, włoszczyzna musi być miękka, a mięso dobrze wygotowane.
 
Uwaga! Pamiętamy o tym, żeby dobrze oczyścić koguta. Nie będzie z tym większych problemów jeśli kupimy zwykłego kurczaka w sklepie. Niestety ten z "wolnego wybiegu", skubany przez lekko niedowidzącą już Babcię, może być nieco kłopotliwy. I nie zapominamy uciąć kapłonowi kuperka. Jak zapomnimy - rosól nie tylko będzie mętny, ale też zbyt aromatyczny...
 


 
Rosół - danie bardzo proste, a jednak każdej kucharce wychodzi inaczej. To jak z piłką nożną - niby proste, a jednak, co drużyna, to inny mecz. Pamiętajmy jednak - z dobrej kury, zawsze smaczny rosół wyjdzie. Może tą samą regułę należałoby zastosować w stosunku do piłkarzy :)

czwartek, 11 października 2012

Jak to Kasia (T.) narobiła bigosu...

Każdy w swoim życiu miał moment, kiedy sława go przytłoczyła. Może to było w przdszkolu, kiedy to zamiast z toalety skorzystało się z kryjówki za zasłoną; albo w szkole średniej kiedy od palonej potajemnie fajki podpaliła się sterta za stodołą babci... Chłopcy z Make Life Harder cały czas walczą z brzemieniem sławy, rówież Braciom Figo Fagot pewnie spowszechniał już blask fleszy i nieustający pisk fanek. Cóż, obie grupy panów ewidentnie od początku mają parcie do sławy, i założę się że od wczesnego dzieciństwa różne wydarzenia z nimi w roli głównej przyzwyczaiły ich do tego, że ludzkość zwraca na nich uwagę. Gorzej, kiedy sława dopada z nienacka...

Wyobraźmy sobie na przykład taką sytuację: jesteśmy niezbyt bystre, nieszczególnie piękne, niewysokie, i mało uzdolnione. Jednak, jak każda ludzka istota mamy w sobie narcyza, chcemy by nas doceniono, zauważono (psycholodzy świetnie to wiedzą...). Zakładamy sobie więc na ten przykład bloga, ale nie takiego zwykłego co by popisać głupoty, podzielić się wiedzą, albo dać upust swojej pasji. Zakładamy bloga O SAMYM SOBIE. Jak mamy trochę szczęścia, ekipę pomagającą ogarnąć grafikę, profesjonalny sprzęt fotograficzny, fotografa, garderobianą i stylistkę - blog może zyskać popularność, a my możemy stać się sławni. Trochę pomaga w tym bycie córką (lub synem) kogoś znanego, na przykład premiera. Ale tylko trochę, bo tak naprawdę najważniejsze jest nastawienie. Zakąpleksione, brzydkie kaczątko musi bowiem przeistoczyć się w łabędzia, który wdzięcząc się do obiektywu na głównej ulicy Gdyni, pokaże światu jaki jest niezwykły. To nic, że wokół szare socjalistyczne budynki i ludzie poubierani w lumpeksach. Odpowiednie kadrowanie i będzie widać tylko szpilki od Prady na granitowych stopniach. I tak to, co w rzeczywistości jest cokołem pomnika upamiejętniojącego zjazd pszczelarzy, zamieni się w Schody Hiszpańskie.


Źródło: http://namonciaku.pl/3miasto/51,113047,12642722.html?i=1

Sława jest całkiem miła, dopóki dotyczy darmowych samochodów, kąpania się w szampanie i lotów rządowym odrzutowcem do Mediolanu na zakupy. Gorzej zaczyna się robić jak cię przyłapią w naturalnym środowisku i się wyda że to nie tylko zamek ze złota. I wtedy widać, że lans przy pomniku pszczelarzy jest trochę śmieszny. I że jedwabna sukienka nie pasuje jakoś na spacery po mieście w poniedziałek, tuż obok sklepu z akumulatorami. Wtedy może dopaść frustracja, a dopadnie już na pewno kiedy z nienacka zza latarni wyskoczy paparazzi i sfotografuje nas w tej groteskowej sytuacji. I odzywa się w nas brzydkie kaczątko, które piszczy słabym głosem do złego paparazzi: "Nie jestem osobą publiczną! To nie ja! To ona - ta z bloga!" Oj... narobiło się bigosu...



Staropolski bigos:
2 cebule
1,5 kg kiszonej kapusty
1 kg słodkiej kapusty
Ok. 1 kg żeberek wieprzowych
Ok. 1 kg golonki
10 suszonych śliwek
10 suszonych borowików
butelka wytrawnego czerwonego wina (np. węgierskiego)
kilka ziaren jałowca, ziela angielskiego, kilka liści laurowych, ziarna kminku i kolędry



Bigos staropolski to nie potrawa z odpadów, a niestety do takiej wersji przyzwyczaiła nas PRLowska "tradycja". Jak mięso jest najlepszej jakości, a kapusta ukiszona naturalnie, a nie zaprawiona cytryną i solą, bigos to wykwintna potrawa godna szlacheckiego podniebienia.

 
 


 

Cebulę pokrojoną w kostkę przysmażamy w garnku na maśle. Gdy zmięknie, oprószamy ją mąką. Chwilkę smażymy, dodajemy posiekanej słodkiej kapusty. Zalewamy kapustę wrzątkiem (tak żeby tylko przykrył zawartość garnka). Dusimy pod przykrywką około 15-20 minut. Kiszoną kapustę płuczemy delikatnie (zależy jak jest kwaśna), siekamy na krótsze "nitki" i dorzucamy do garnka. Mięso myjemy, wrzucamy do garnka (żeberka w całości, golonka razem ze skórą i kośćmi). Dodajemy przyprawy i dusimy często mieszając. Dusimy dłuuugo. Mięso powinno samo się rozpadać. Wyciągamy skórę i kości z golonki i żeberek, reszta to pyszne delikatne mięsko :) No i może troszkę wytopionego tłuszczyku, ale co tam :) Dodajemy do bigosu pokrojone na drobniejsze częsci śliwki, namoczone wcześniej i pokrojone borowiki (wlewamy również wodę pozostałą po moczeniu), podlewamy winem. Butelka to może przesada, ale pół - to doskonała ilość. Drógie pół możemy wypić podczas pilnowania bigosu. Bo im dłużej się dusi, tym lepiej. 5 godzin jest optymalne. Ale tak naprawdę najlepszy bigos jest po kilkukrotnym odgrzaniu i przemrożeniu :) Cierpliwości!

W tekście nawiązywałam do artykułu ze strony namonciaku.pl
 Polecam :)

piątek, 5 października 2012

Polskie warzywo narodowe


Jesienne klimaty sprawiają że kapusta smakuje wyjątkowo. To szlachetne warzywo, zaryzykowałabym stwierdzenie, że warzywo narodowe, swym subtelnym smakiem jest w stanie uwieść najbardziej wyrafinowanego smakosza. Niektórzy tak przejęli się rolą kapusty w kształtowaniu tożsamości narodowej, że aby uczcić jej doniosłą funkcję - przybierają pozy szlachetnych kapuścianych głąbów. Tradycyjnie również wiadomo, że proces rozmnażania się  plemienia Sarmatów ma coś wspólnego z polami kapusty. Trudno bliżej określić co, ja sobie ten proces wyobrażam mniej więcej tak jak to opisał Cormac McCarthy w scenie miłości Horogate'a do arbuzów.

Z powodu swoich niezwykłych właściwości, kapusta jest też przez nasz naród używana w celach leczniczych. Okłady na obolałe piersi, czy na wodę w kolanie, to tylko niektóre metody zastosowania liściastego warzywa. Próbowano z kapusty również pędzić alkohol, i tu zaskoczenie, bo zamiast pokrzepiającej napitki wyszło danie dorównujące subtelnością smaku ambrtozji - kapusta kiszona... Słynna na cały świat, kiszona z Kalisza jest najszlachetniejszą wersją sfermentowanej królowej warzyw.

Są jednak też ciemne strony pysznego głąba... Nieumiarkowane spożycie prowadzi do wzdęć i gazów których sam Zawisza Czrny nie był w stanie wytrzymać. Po latach powstała plotka, jakoby Zawisza zmarł w skutek dekapitacji...

Czcząc porę żniw kapuścianych, postanowiłam miesiąc październik poświęcić daniom z kapusty. Jako pierwsze: Żeberka zawijane w kapuście.


Żeberka w kapuście (danie pochodzi z okolic Zielonej Góry):
dorodna kapusta
2 kilogramy żeberek wieprzowych
duża cebula
średni słoiczek przecieru pomidorowego
sos sojowy, sól, pieprz, majeranek, czosnek

Żeberka dzielimy na kawałki "na jedną kostkę" i marynujemy w sosie sojowym, soli, pieprzu, czosnku i majeranku. Po kilku godzinach obsmażamy je na patelni, do momentu aż zobaczymy że z kostek zaczyna wypływać szpik (jak żeberka będą nieświerze - to nie doczekamy tego momentu). Najlepiej smażyć je na smalcu. Zrumienione  żebra zdejmujemy z patelni do ostygnięcia.



W tym czasie parzymy kapustę, czyli: wycinamy z niej głąba, tak żeby łatwo było oddzielać sparzone liście, wrzucamy ją do odpowiednio dużego gara z wrzątkiem, i delikatnie gotując, obieramy ją z kolejnych liści.

Na tłuszczu pozostałym po smarzeniu żeberek, rumienimy cebulę pokrojoną w kostkę. Jak będzie już miękka, dodajemy przecieru pomidorowego. Smażymy chwilę.


A teraz kwintesencja: Ze sparzonych liści wycinamy twarde rdzenie, żeberka obtaczamy w pomidorowej bejcy i zawijamy w kapustę. Jak gołąbki. Układamy szczelnie w żaroodpornym naczyniu. Ja używam specjalnego glinianego garnka (tradycyjne naczynie bułgarskie). Dzięki specjalnym żłobieniom w środku naczynia, obieg pary pozwala na długie pieczenie, które daje niepowtarzalny efekt. Zalewamy wszystko resztką bejcy rozrzedzoną wodą i pozostałym tłuszczem po smażeniu. Pozostaje nam tylko włożyć naczynie z kapuścianym przysmakiem do piekarnika (w garnku pozwoliłam sobie na 4 godziny w 230 stopniach, ale czas pieczenia należy dostosować do naczynia i piekarnika). Żeberka są idealne wtedy, gdy mięso w kapuście jest mięciutkie i kość sama z niego wychodzi.


Żeberka spożywamy w dzień wolny od pracy :)

wtorek, 25 września 2012

Sposób na figurę idealną

Jesień, nie da się ukryć. Zimno jak diabli, ciemno jak się wstaje, bezdomni zasiedlają śmietniki. Winter is comming. Mamy niewiele czasu żeby się do niej przygotować - 2 miesiące na podzylowanie butów, nasmarowanie sań i przybranie kilkunastu kilogramów. Żyjemy w kraju bezrobocia i niskiej średniej krajowej, więc jak zwykle wybieramy najtańszą opcję. Mając na szali rachunki za centralne ogrzewanie i 200 kilo ziemniaków - oczywistym wyborem są ziemniaki. W ten sposób, przy odpowiednio zbilansowanej diecie, przez całą zimę będzie nam towarzyszyło uczucie sytości oraz przyjemnego ciepła zyskanego dzięki otulającej nas warstwie tłuszczu.

Nie każdy ma naturalny talent Weroniki Grycan, dlatego spieszę z pomocą i wyjaśniam, że codzienne spożywanie korytka kartofli z parnika okraszonych świńskim tłuszczem, nie każdemu pójdzie w biodra. Trzeba użyć kreatywności: masa ziemniaczano- śmietanowa obsmażana w panierze na głębokim oleju powinna pomóc. Jak będziemy systematyczni i zapomnimy o hipsterskich fanaberiach typu karta multisport - jest szansa że do grudnia nabierzemy ciała.



Uroczyście prezentuję moje pierwsze propozycje sezonu jesiennego 2012 - kociołki Wiktorii i Weroniki. Zaznaczam również, że powinniśmy je traktować jako przystawki, ze względu na niską kaloryczność i małą objętość. Oczywiście podaję proporcje na porcję dla jednej osoby.


Kociołek Weroniki:
6 duzych ziemniaków
8-10 plastrów boczku
1 cebula
5 ząbków czosnku
1 spora marchewka
kilka dużych liści kapusty
natka pietruszki i koperku
0,5 litra bulionu (dowolnego)

Ziemniaki w mundurkach podgotować na półmiękko. Kociołek (pojemność około 5 litrów) wykładamy liśćmi kapusty, układamy w nim warstwami:
ziemniaki pokrojone w plastry posypane posiekaną zieleniną, czosnek w całych ząbkach, marchew pokrojoną w plasterki, cebulę pokrojoną w piórka, znów ziemniaki posypane zieleniną i obłożone szczelnie plastrami boczku. Wszystko zalewamy bulionem i zakrywamy kapustą. Pieczemy pod przykryciem 1,5 godziny w 200 stopniach. Po tym czasie usuwamy liście kapusty i wyjadamy pyszny środek zapiekanki. Ponoć Weronika je z kapustą, mi na początek wystarczył tylko posmak który zyskała zapiekanka dzięki takiemu pieczeniu.



 
 



Kociołek Wiktorii:
6 sporych ziemniaków
300 g wołowiny (użyłam ligawy, ale równie dobrze może być np. udziec)
1 marchew
2 cebule
5 dorodnych borowików
tymianek i cząber
0,5 litra bulionu wołowego
 
W kociołku układamy warstwami: podgotowane ziemniaki pokrojone w plastry, cebule pokrojone w ćwiartki, marchewkę w plasterkach, ćwiartki borowików. Oprószamy wszystko cząbrem i tymiankiem. Na wierzch zapiekanki układamy wołowinę w kawałkach (dobrze ją wcześniej zamarynować w sosie Worcestershire). Zalewamy wszystko bulionem i pieczemy 2 godziny w 200 stopniach. Podajemy z korniszonem.





Oba kociołki stanowią doskonałą przystawkę przed jesiennym obiadem. I są jak siostry G. - podobne, a jednak tak różne...














wtorek, 11 września 2012

Babeczki feministyczne



Weekend upłynął spokojnie na domowych obowiązkach. Jak zwykle - feministki nabrudziły mi w mieszkaniu, w związku z czym musiałam wyciągnąć z kąta atrybuty każdej domowej księżniczki (miotła i gumowe rękawice) i doprowadzić swoje królestwo do względnego porządku. Kiedy tak pomykałam w swoich lakierkach po jeszcze zakurzonej podłodze i omiatałam pajęczyny – zaczęłam rozmyślać. O emancypacji. Bo przecież chyba wiadomo, że w końcu dopięłyśmy swego, i że już nie ma się o co burzyć. Kasia Tusk zamiast ganiać po krużgankach swojego pałacu  ze ścierą, zasuwa do centrum handlowego po nowe ałtfity, Kim Kardashian robi karierę pokazując zupełnie naturalne krągłości w środkach masowego przekazu, a Niemodnepolki mogą pieprzyć głupoty na blogu nie bojąc się że je mąż zleje. Właściwie to nawet nie muszą tego męża posiadać, a to już wyraz najwyższej emancypacji.



Dlatego tak cudownie jest być kobietą. Emancypacja jest, a do tego mogę chodzić w złotych spódnicach. Czego może więcej chcieć kobieta? No może jeszcze nowego wielofunkcyjnego mopa i sznura pereł, bo stary uwalał się jak czyściła toaletę. Jak się jest kobietą można tez być samotną matką i wyłudzać świadczenia od Państwa. No i czyż nie jest ekstra?

Z takimi przemyśleniami postanowiłam upiec babeczki. Wyemancypowane i feministyczne, z pozdrowieniami dla prawdziwych kobiet:

Babeczki feministyczne:
250 g masła lub margaryny do pieczenia
3/4 szklanki cukru
5 jaj
olejek waniliowy (1 łyżeczka)
2 szklanki mąki
bakalie (czekolada deserowa, rodzynki, orzechy)

Ucieramy margarynę z cukrem. To bardzo żmudna czynność, i naprawdę wymagająca fizycznie. Ja dostałam po niej bąbli i odcisków na dłoniach. Można by użyć miksera, ale proponuję użyć staromodnej makutry - w hołdzie dla pierwszych emancypantek i ich ciężkiej drogi przecierającej szlaki. Poza tym jednak mikser nir zorciera tak dobrze cukru. A więc: po kilkudziesięciu minutach ucierania, kiedy bąble na naszych dłoniach zaczynają pękać, dodajemy do utartej masy po jednym jajku i olejek waniliowy, i ucieramy dalej. Kiedy masa jest dobrze wymieszana, dodajemy mąkę i mieszamy na gładką masę. Dodajemy bakalie. Masa jest dosyć gęsta, nie leje się, więc przy nakładaniu do foremek możemy ją lekko "uklepać", żeby babeczki nie miały pęcherzyków powietrza.
Pieczemy w 180 stopniach, około 20 minut.





 
 



Babeczki wyrośnięte na krwawicy pierwszych emancypantek... rekomenduję podać na wieczorku przy herbacie, po dniu spędzonym na sprzątaniu, szydełkowaniu i układaniu bukietów z kwiatów. Polecam.

środa, 29 sierpnia 2012

Pulpety Kim Kardashian


(zdjęcie pochodzi z tej strony. Polecam lekturę!)

Czasami niestety okazuję się ignorantką, nie zaglądam zbyt często na "pudelka" i nie orientuję się w aktualnych informacjach. Życie celebrytów interesuje mnie umiarkowanie, a właściwie to oprócz Magdy Gessler wogóle mnie nie interesuje... A to bardzo źle, bo później człowiek taki nieobyty, palnie w towarzystwie że Rocco nie żyje i wszyscy mają wieczór popsuty. Postanowiłam więc ponadrabiać trochę zaległości z wiedzy obyczajowej. Dzisiaj próbowałam na przykład ustalić czym zajmuje się Kim Kardashian i natychmiast pożałowałam że do tej pory postać tej szlachetnej filantropki umknęła mojej uwadze. Kim -skromna dziewczyna z sąsiedztwa, zaczęła swoją karierę bardzo subtelnie - kręcąc sex wideo z raperem. Bardzo szybko jej talent i zaangażowanie zostały dostrzeżone i Kim zaistniała w świecie show businessu. Proste? Może i nie proste, ale jest rada na to żeby przynajmniej zbliżyć się do osiągnięć Kim.

Po pierwsze: od dziś wszystkie panie które planują dorównać boskiej Kim, ćwiczą okazywanie entuzjazmu na widok przedmiotów o fallicznych kształtach. Za każdym razem jak w zasięgu wzroku pojawi się ogórek lub wałek, rumienimy się i wydajemy przeciągłe westchnienie. Pamiętamy, aby każda następna reakcja była bardziej entuzjastyczna i żywiołowa. Powoli wychodzimy też z reakcjami do szerszej publiczności, na przyklad okazując uniesienie i radość na widok pachołków drogowych na ruchliwym skrzyżowaniu. Uwaga panie z Wrocławia! Przed Wami nie lada wyzwanie - Sky Tower zasługuje na szczególne względy!

Po drugie: rozpoczynamy poszukiwanie rapera. Dziewczyny z Górnego Śląska mają prosto, te z okolic Kalisza i Bydgoszczy muszą zadowolić się lokalnym leaderem zespołu grającego co roku na dożynkach.

Po trzecie i najważniejsze: zaczynamy dbać o swój wygląd!!! Kim Kardashian oprócz talentu i inteligencji, jest też niezwykle piękną kobietą, i to nie prawda że to kąpiele w Chanell 5 i pity codziennie wyciąg ze złota pomagają jej w utrzymaniu ciała w nienagannym stanie. No... ma tylko jeden taki sposób, który troszkę pomaga. Aby uzyskać niepowtarzalny kształt swego niesamowitego tyłeczka, Kim codziennie zjada porcję specjalnej potrawy (przepis poniżej), po czym siada w specjalnym formującym tronie na brzegu swojego basenu. Dzięki tej zbilansowanej diecie i trzech godzin bezruchu dziennie, pani Kardashian może pochwalić się swoją doskonałą figurą. Cóż... piękno wymaga poświęceń...



Pulpety Kim Kardashian:
0,5 kg zmielonej cielęciny (ja użyłam szynki, ale może byc też krzyżówka albo udziec)
0,5 namoczonej w wodzie bułki pszennej
1 jajko
30 dkg pieczarek
1 duża cebula
0,5 litra bulionu (warzywny, cielęcy lub wołowy pasują najlepiej)
rozmaryn
tymianek
śmietana
koperek




Na maśle podsmażamy cebulkę i pokrojone pieczarki. Ogonki pokrojone w krążki i podsmażone dodajemy do cielęciny kapelusze odkładamy do sosu. Mieszamy mięso z nóżkami grzybów, odrobiną cebuli, jakiem, rozmiękczoną bułką, tymiankiem, rozmarynem i koperkiem (ziół dodajemy według uznania, ja na przyklad lubię jak jest ich dużo. Kim też tak lubi), solą i pieprzem. Wyrabiamy masę, dopóki nie będzie lepka, i formujemy z niej pulpeciki. Obtaczamy jej w mące i smażymy na uliwie. Kiedy pulpeciki się zrumienią, zalewamy je bulionem i dusimy pod przykryciem około godzinę. po godzinie dodajemy cebulkę, pieczarki i posiekany koperek, dusimy już odkryte, aż woda trochę odparuje. Zabielamy śmietaną, podgrzewamy jeszcze chwilę aż śmietana się zasmaży i gotowe!



Kim uwielbia pulpety z kaszą gryczaną. Z takim zestawem godzinami może siedzieć w swoim tronie formującym sylwetkę.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Ostatnie grillowanie


Lato się kończy! Zmarzłam w nocy, rano stałam w korku (wszyscy już wrócili z wakacji), i warzywa zaczynają drożeć. Może to też ten zapowiadany armagedon się zbliża, ale na moje oko to jednak jesień idzie. Dlatego zamiast szukać szczęścia w internecie - proponuję skorzystać z ostatnich chwil ciepłego jeszcze słońca i podjeść sobie na świerzym powietrzu grillowane smakołyki...




Żeberka z grilla:
1 pasek dorodnych żeberek
musztarda
ziarnka gorczycy
rozmaryn
sos sojowy




Żeberka kroimy na kawałki grube na dwie kostki, marynujemy w musztardzie rozwodnionej sosem sojowym, gorczycy i rozmarynie. Po godzinie (można oczywiście marynować dłużej) układamy na rozżażonym grillu. Bezpośrednio do żaru możemy wrzucić ziemniaki naszpikowane rozmarynem i owinięte w folię aluminiową. Żeberka pieczemy, często przewracając, aż mięsko będzie miękkie i soczyste. Ziemniaki sprawdzamy co jakiś czas patykiem, czy są już miękkie. Podajemy koniecznie w plenerze, na przykład na drewniany stół stojący pod pergolą z winoroślą :)

Kot Jakub, mimo swojego negatywnego nastawienia do świata, tez postanowił skorzystać ze słonecznej pogody: 


I nawet uciął sobie drzemkę w pięknych okolicznościach przyrody. Oczywiście po spożyciu żeberka.